Maciej Fijałek: Wiedzieliśmy, o co gramy Drukuj
niedziela, 17 marca 2013 13:03

Los potrafi nieraz płatać figle. Maciej Fijałek w zeszłym sezonie poprowadził nyską Stal do zwycięstwa w siatkarskiej I lidze. Po sezonie ten rozgrywający, zdaniem wielu najlepszy w I lidze, nie dogadał się z nyskimi działaczami i przeniósł się do Kęczanina Kęty, który jest beniaminkiem. Tymczasem w ostatnim meczu sezonu Kęczanin i Stal spotkały się w meczu, który decydował o awansie do play-offów. - Wiadomo, że jest jakiś tam podtekst, ale myślę, że to nie miało jednak znaczenia – powiedział po meczu o tej sytuacji sam zawodnik. Dodał, że liczył, że Nysa lepiej zagra w tym sezonie. Poniżej moja rozmowa z nim.


Jakby by Pan ocenił to spotkanie, bo emocji chyba w nim nie zabrakło?

 

Maciej Fijałek: - No tak, udało się wygrać pierwsze 2 sety. Nie wiem, chyba pomyśleliśmy, że to już pójdzie i dokończymy tego trzeciego seta. Przestaliśmy dobrze zagrywać. Popełniliśmy trochę błędów no i można powiedzieć, że Nysa nam się rozhulała. Na szczęście w tie-breaku wróciliśmy do naszej dobrej gry. Teraz cieszymy się, że zostajemy w lidze. Teraz nie ma dla nas znaczenia, czy zajęliśmy VII czy VIII miejsce. Nie kalkulujemy. Jesteśmy w lidze i gramy dalej. Może pokusimy się jeszcze o jakąś niespodziankę.

Czy zgodzi się Pan z tym, że oba zespoły grająctutaj o play-offy grały głównie o 100% utrzymanie, jakie dawało zajęcie miejsca w pierwszej ósemce?


- Tak, każdy wiedział, kto się zajmuje siatkówka, jaki to jest mecz, jakie jest jego ciśnienie. Cieszy, że potrafiliśmy wygrać taki mecz, któremu towarzyszyło takie napięcie. Myślę, że  to będzie procentować w przyszłości.


A to, że w pokonanym polu został Pana poprzedni klub, to daje Panu jakąś większą satysfakcję, czy trochę dyskomfort psychiczny?


- Nie, w tamtym roku byłem w Nysie, wygrałem z nimi ligę. Teraz jestem w Kętach, więc tamto to już historia. Gram w Keczaninie i to jest teraz najważniejsze. Wiadomo, że jest jakiś tam podtekst, ale myślę, że to nie miało jednak znaczenia.


Czy przed sezonem przychodząc do Kęt wyobraziłby Pan sobie taki scenariusz, że gracie decydujący mecz o play-offy i wyrzucacie z nich Stal Nysę?


- Na pewno nie. Myślałem, że ta Nysa pogra w tym sezonie trochę lepiej. Wiadomo, że ja wierzyłem w nas cały czas. Jednak beniaminek zawsze ma ciężko w pierwszym sezonie. Tak było i w naszym przypadku, ale udało się i to jest najważniejsze.


Jakby Pan wyjaśnił to, że w pierwszej rundzie szło wam zdecydowanie gorzej niż w tej rewanżowej? Byliście wtedy bliżej ostatnich dwóch zespołów niż czołowej ósemki. Czy było to przysłowiowe frycowe?


- Myślę, że to frycowe trzeba było zapłacić. Jednak poprzegrywaliśmy parę takich niepotrzebnych meczów. Przede wszystkim ta porażka z Jaworznem się za nami ciągnęła. Gdybyśmy wtedy mieli te 3 punkty więcej, to by było spokojniej. A było jeszcze parę takich meczów, np. w Bielsku i Suwałkach. Pogubiliśmy więc trochę głupio punkty i musieliśmy walczyć do samego końca.


Wywiad ten zrobiłem dla przegladligowy.com i jest do przeczytania TUTAJ