Final Four 2012 - dzień pierwszy Drukuj
wtorek, 20 marca 2012 18:08

Dzień pierwszy
W weekend marcowy (17 i 18 marca 2012 roku) uczestniczyliśmy z Elą w siatkarskiej imprezie życia (dotychczasowego, bo liczę, że jeszcze podobne imprezy przeżyjemy). Przez 2 dni pooglądaliśmy 4 mecze siatkarskiego Final Four w Łodzi. Byliśmy tam dzięki współpracy ze stroną boisko.pl.
Wszystko zaczęło się kilkanaście dni przed tym turniejem, gdyż wtedy złożyliśmy wnioski akredytacyjne. Kilka dni później przeczytałem na stronie Skry Bełchatów, że rozpatrzono je pozytywnie. Teraz przyszła kolej na załatwienie noclegów. Okazało się, że w hotelach łódzkich ciężko o noclegi na te dni. Zamówiłem więc pokój w hotelu For You w Pabianicach.

W sobotę przed 6 rano wyruszyliśmy do Łodzi. Po 4 godzinach byliśmy na miejscu. Bez problemów zaparkowaliśmy blisko Atlas Areny. Wiedzieliśmy, że akredytacje mają być wydawane od 11.00. Poszliśmy więc na spacer wokół hali. Okazało się, że obok jest stadion ŁKS Łódź. Była więc okazja na groundspotting (zwiedzanie stadionów). Opiszę to w osobnym artykule. Po godzinie 11 odebraliśmy nasze akredytacje. Chcieliśmy zobaczyć halę. I tu pierwsza miła niespodzianka. Właśnie trwał trening zespołu Trentino. Mogliśmy z bliska go pooglądać. Ela natychmiast rzuciła się do robienia zdjęć. Zwłaszcza ucieszyła się, że zobaczyła Łukasza Żygadło. Kiedy mieliśmy opuścić salę, na trening przyszli zawodnicy Zenitu Kazań. Ela znowu zabrała się do robienia zdjęć. Ja w tym czasie porozmawiałem sobie z Laurentem Alekno. Jest to młody zawodnik, który prywatnie jest synem trenera Zenitu. Kiedy go spytałem o przebieg turnieju, powiedział, że Zenit wygra. Natychmiast też napisałem o tym newsa. Nie oglądając ich treningu udaliśmy się do pokoju dla prasy. Tam mogliśmy posilić się i napić kawy. Zresztą przez 2 dni organizatorzy dbali, żeby nikt z dziennikarzy nie był głodny.
Po krótkim spacerze wróciliśmy na halę, żeby czekać na mecz Skry Bełchatów z Arkasem Izmir. Mecz miał być o 14.30. Ja miałem bardzo dobre miejsce przy stoliku, który był w drugim rzędzie. Za mną siedział Klub Kibica Skry. Ela ganiała po hali z aparatem. Podobało mi się to, że bez problemu mogłem dowolnie przemieszczać się po hali oraz to, że miałem łatwy dostęp do zawodników.
Wreszcie przyszedł pierwszy mecz. Dla mnie Skra była zdecydowanym faworytem, ale bałem się, że może nie wytrzymać roli faworyta. Okazało się, że łatwo nie było. Wprawdzie Skra wygrała 3:0, ale każdy set był zacięty, zwłaszcza ten ostatni. W poszczególnych setach było: 25:23, 25:21 i 33:31. W tym ostatnim Skra przegrywała 2:7, a w końcówce wybroniła setbole. W zespole tureckim bardzo dobrze zagrał Kolumbijczyk Agamez. W Skrze szczególnie podobał mi się Kurek.

Podobała mi się też postawa kibiców w Atlas Arenie. Bardzo dobrze bawili się w trakcie meczu. Nieźle też kibicowali. Duży wpływ na to miał spiker, który pełnił rolę wodzireja prowadzącego doping. Po flagach widać było, że kibice przybyli z całej Polski. Byli m.in. z Głuchołaz. Na trybunach zasiadły też zorganizowane grupy kibiców z pozostałych 3 krajów. Bardzo dobrze bawili się z naszymi kibicami. Nie mogli się przebić ze swoim dopingiem, bo spiker ich zagłuszał. Oczywiście też nasi kibice byli głośniejsi.
Po tym meczu udaliśmy się na konferencję prasową. Byli na niej kapitanowie i trenerzy obu drużyn. Wypowiadali się rzeczowo i nie próbowali podgrzewać atmosfery. Na pytanie, czy ten mecz, to pojedynek Wlazłego z Agamezem, trener Hoag powiedział, że nie. Że o zwycięstwie zadecydowały ataki Winiarskiego i Kurka, którzy wspierali w tym elemencie Wlazłego. Natomiast Agamez takiego wsparcia nie miał i stąd było go łatwiej zablokować. Jeden z dziennikarzy zapytał trenera Nawrockiego, czy to zwycięstwo smakuje szczególnie. Ten stwierdził, że wszystkie zwycięstwa smakują tak samo. Wtedy ja zapytałem, czy jak jutro wygra finał, to też będzie to takie samo zwycięstwo. Udzielił na moje pytanie długiej odpowiedzi, z której wynikało, że nie chce dzisiaj myśleć o tym skoro nie wie nawet z kim zagra.
Po meczu udaliśmy się na drugie półfinałowe spotkanie, w którym Trentino zagrało z Zenitem Kazań. Wielu twierdziło, że to przedwczesny finał.

Faktycznie gra obu zespołów robiła duże wrażenie. Był to mecz na zdecydowanie wyższym poziomie niż ten poprzedni. Większa była siła ataku. Dużo lepsza też gra w polu. Kibice obu drużyn podporządkowali się atmosferze wytworzonej przez spikera i polską publiczność. Były więc wspólne śpiewy, tańce, meksykańska fala itp. Były włoskie i rosyjskie piosenki. Sympatia polskiej publiczności była bardziej po stronie Rosjan. Chyba myślano, że ci będą łatwiejszym przeciwnikiem w finale. Sytuacja zmieniała się, gdy na parkiecie pojawiał się Łuakasz Żygadło. Trener Trentino rzadko go jednak wpuszczał. Pierwszego seta wygrali Włosi. Jednak kolejne 3 wygrali Rosjanie. Po meczu popędziliśmy na konferencję prasową. A tam dwie sławy trenerskie: Vladimir Alekno (rosyjski trener Zenitu) i Radostin Stoytchev (bułgarski trener Trentino). No i nie mniej sławni siatkarze: Volkov i Kaziyski. Ja już jednak byłem myślami przy meczu finałowym. Po konferencji opuściliśmy halę i pełni wrażeń pojechaliśmy przed godziną 21 do hotelu For You w Pabianicach. Zrobił on nas bardzo dobre wrażenie. Otrzymaliśmy czysty i ładnie urządzony pokój z łazienką. Bezpłatnie trzymaliśmy samochód na ogrodzonym parkingu. Za 2 osoby zapłaciliśmy w sumie 120 zł. Na drugi dzień zamówiliśmy smaczne i obfite śniadanie, za które zapłaciliśmy po 10 zł. Stamtąd do Atlas Areny mieliśmy tylko 12 km.

Więcej zdjęć w galerii w folderze Volleyball