Moje mecze w okolicach Nysy jesienią 2010 roku Drukuj
poniedziałek, 14 lutego 2011 10:45

Jesień 2010 roku to pierwsza runda kiedy odwiedzałem drużyny niższych lig. Z wyjątkiem wypadu na jeden mecz do Kędzierzyna, pozostałe odwiedzone stadiony były blisko Nysy. Z wyjątkiem Polonii Nysa, na której sporadycznie bywałem od lat, pozostałe obiekty odwiedziłem pierwszy raz. Pod pojęciem niższe ligi rozumiem te od IV ligi w dół.
IV liga

 

W tej lidze byłem dwukrotnie na meczach Polonii Nysa. W pierwszym Polonia przegrała z Rolnikiem Wierzbica Górna 0:1. Piłka nożna w Nysie leży od lat, a dokładniej mówiąc odkąd nie ma Stali Nysa, na meczach której ja się wychowałem. Rolnik był zespołem zdecydowanie lepszym, a porażka jedną bramką to szczęśliwy dla Nysy wynik. Dla mnie to była tragedia. Przecież ja nie wiedziałem gdzie ta Wierzbica Górna leży (teraz już wiem). W drugim meczu było dużo lepiej, bo Polonia rozbiła Piast Strzelce Opolskie 4:0. Najlepszym zawodnikiem na boisku był Paweł Lepak. Jest główna gwiazda zespołu. Myślę, że ma papiery, żeby grać w lepszej drużynie. Na obu spotkaniach było po około 100 widzów. Dopingu żadnego nie było. Przeważali pożeracze słoneczniku, do których i ja się zaliczałem. Na niższe ligi zabieram zawsze słonecznik. Co ciekawe żona moja nie była na żadnym z tych spotkań. Na pierwszym z tych spotkań biletów nie sprzedawano. Nie wiem czemu, bo na plakatach zapowiadających mecz była podana cena biletów. Na drugim już były.

Liga okręgowa grupa II opolska
W tej lidze zobaczyłem 6 spotkań na 5 stadionach. Wydaje mi się, że panuje tam lepszy klimat niż na Polonii w Nysie (no może oprócz stadionu Odry Kędzierzyn). Jest wyższa frekwencja. Ludzie przychodzą całymi rodzinami, zwłaszcza w Kałkowie i Rusocinie. Nawet często przyjeżdżają kibice gości. Nigdzie jednak zorganizowanego dopingu nie zobaczyłem.

Moje podróże po lidze okręgowej rozpocząłem od Głuchołaz, gdzie tamtejsza Unia podejmowała LZS Konradowa.
Konradowa leży na przedmieściach Nysy. Wybrałem ten mecz, bo chciałem przy okazji zobaczyć w akcji mojego kolegę z pracy, który grał w Konradowej. Wyjazd uważam za udany. Niezły stadionie, dobry mecz, ładne bilety (choć bez daty i nazwy przeciwnika). Konradowa przyjechała w 11, w tym dwóch bramkarzy, czyli jeden musiał zagrać w polu. Unia była wyraźnie lepsza, ale wygrała tylko 2:0. Na trybunach zasiadło około 200 widzów, w tym spora grupa kibiców z Nysy.

Równie sympatycznie było w Otmuchowie, gdzie Czarni podejmowali Racłavię Racławice Śląskie. Na dość ładnym stadionie odbył się ciekawy mecz, na którym było około 180 widzów. Przyjezdnych nie widziałem. Goście ograniczali się tylko do obrony i cel osiągnęli wywożąc bezbramkowy remis. W ich szeregach wyróżniał się bardzo nerwowy i głośny trener. Okazał się kulturalnym człowiekiem, bo gdy na chwilę puściły mu nerwy, to natychmiast przeprosił publiczność. Na meczu były bilety, ale bardzo kiepskiej jakości.

Kolejna moja (nasza, bo wszystkie te mecze oglądałem z żoną) wyprawa odbyła się do Kałkowa, gdzie przyjechała Unia Krapkowice, która kiedyś była czołowym klubem w województwie. Przed meczem zatrzymałem się w pobliskim sklepie, gdzie wszyscy kupowali zestaw kibica, czyli 2 piwa i słonecznik. No niestety ja zestaw niepełnoletniego kibica, czyli 2 słoneczniki. Mały stadionik, z którego trybun rozciągają się ładne widoki na góry, wypełnił się prawie w całości. Było około 150 widzów (sporo kobiet), w tym grupka kibiców z Krapkowic, którzy byli dość głośni, ale dopingu nie prowadzili. Były to osoby w średnim wieku. Jeden z nich zachowywał się nawet trochę prowokacyjnie. Jego koledzy musieli go co jakiś czas uspokajać. Mecz był wyrównany. Miejscowi wygrali 2:0. Zwycięstwo to wywalczyli sobie wykazując większe zaangażowanie od przeciwników. Bilety były, ale fatalne. Nie ma na nich nawet wyraźnej nazwy gospodarzy.
Jedyną drużyną z ligi okręgowej, którą odwiedziłem dwukrotnie był LKS Rusocin. Atmosfera podobna do tej z Kałkowa, czyli całe rodziny na trybunach. Wszyscy mocno związani emocjonalnie ze swoimi zawodnikami. Największym ich idolem jest Paweł Lepak, który obecnie gra w Polonii Nysa, a wcześniej grał w Rusocinie. Na obu meczach był na trybunach. Wielokrotnie słyszałem rozmowy, gdy ludzie wspominali jego wcześniejsze wyczyny na ich boisku. Pierwszy mecz jaki oglądałem w Rusocinie to był ich pojedynek z Czarnymi Otmuchów, czyli ówczesnym wiceliderem. Na trybunach było 200 widzów, w tym spora grupa z Otmuchowa. Goście okazali się wyraźnie lepsi wygrywając 6:1. W drugim meczu Rusocin gościł Odrę Kędzierzyn-Koźle, z którą wygrał 1:0. Na tym spotkaniu było około 110 widzów, ale atmosfera była równie dobra jak na poprzednim. Miejscowy polityk postanowił wykorzystać mecz do zareklamowania swojej osoby. Na płocie wisiał jego baner reklamowy, a on sam wręczał wszystkim kalendarzyki. Wiedział kto jest kto, bo do nas nie podszedł. Na oba mecze wstęp był wolny.

Na koniec zostawiłem mecz, który odbył się 90 kilometrów od Nysy, czyli w Kędzierzynie-Koźle. Korzystając z faktu, że mieliśmy z żoną zaproszenie towarzyskie do Kędzierzyna postanowiłem zobaczyć w akcji miejscową Odrę. Żonka tym razem nie dotrzymywała mi towarzystwa na stadionie. Na mecz zamiast biletów sprzedawano cegiełki. Kiedy wchodziłem na stadion wszedłem za darmo, bo nie wiedziałem, że stojący przy bramie pan sprzedaje bilety. Ale później zainteresowało mnie, co kupują wszyscy wchodzący ludzie. I w ten sposób nabyłem pamiątkową cegiełkę. Mecz nie zelektryzował mnie. Brak było tego „czegoś” na trybunach, gdzie zasiadło około 60 osób, a że stadion jest dość duży, to wyglądał całkiem pusty. Może moje odczucia były nienajlepsze, bo było tego dnia bardzo zimno. Gospodarze wygrali to spotkanie 2:0.
Klasa A i B
W swojej okolicy zaliczyłem tylko po jednym meczu w obu klasach i to tego samego dnia. Na wiosnę myślę, że się poprawię i zobaczę więcej takich spotkań. W A klasie byłem na meczu Agfa Prusinowice – Strażak Lipniki, który gospodarze wygrali 1:0. Mecz odbył się 31 października, czyli było bardzo zimno. Spotkanie oglądało około 90 osób. Naprzeciwko boiska jest cmentarz, na który przybywało w tym czasie sporo ludzi. Myślę, że termin meczu spowodował, że na trybunach było mało kobiet. Po wyrównanym meczu gospodarze wygrali 1:0. W klasie B oglądałem spotkanie LZS Niwnica – RZS Jarnołtów, który miejscowi wygrali 9:1, tracąc jedynego gola po fatalnym błędzie swojego bramkarza. Był to w moim prywatnym rankingu „babol” rundy jesiennej. Widziało to zaledwie około 30 osób, w tym kilka z Jarnołtowa. W meczu tym sędzią liniowy był młody chłopaczek, który cały mecz stał z chorągiewką przy linii środkowej boiska i jadł słonecznik. To są uroki niskich lig. Zdjęcia z opisywanych spotkań są w galerii.