Wyprawa na Słowację i na Podbeskidzie Drukuj
wtorek, 02 sierpnia 2011 16:12

Wyprawa do Żyliny i Bielska-Białej
W dniach 30 lipca – 1 sierpnia 2011 udaliśmy się z Elą na groundhopperską wyprawę na Słowację i na Podbeskidzie. Plan zakładał zobaczenie trzech spotkań: MSK Żilina – Slovan Bratislava, MRKS Czechowice – Spójnia Landek i Podbeskidzie – Jagiellonia.
W sobotę po godzinie 7 rano ruszyliśmy do Bielska, gdzie mieliśmy kupić bilety na poniedziałkowy mecz Podbeskidzia z Jagiellonią. Przed 10 znaleźliśmy się na Stadionie Miejskim w Bielsku – Białej. Okazało się, że jest bardzo duża kolejka za biletami. Żeby jednak kupić bilet trzeba wyrobić kartę kibica. Bilety sprzedawano od godziny 8, a karty kibica od 10. W kolejce po karty staliśmy 2 godziny. Drukowano je tylko za pomocą jednego komputera. Po wyrobieniu kart przez kolejną godzinę staliśmy za biletami. Niestety były już tylko na dostawioną trybunę za bramką. Kosztowały 30 złotych. Działacze postanowili zarobić na debiucie Podbeskidzia w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Po zakupieniu biletów ruszyliśmy do Żyliny. Do pokonania mieliśmy około 100 km. Zaraz na początku miasta zauważyliśmy stadion, ale niestety nie udało nam się zjechać w jego stronę i po chwili zgubiliśmy go. Po krótkim błądzeniu  znaleźliśmy go. Zaparkowaliśmy pod Lidlem, który jest 100 metrów obok stadionu. Na miejscu byliśmy 4 godziny przed meczem.

 

Na początek kupiliśmy bilety w cenie 7 euro za sztukę. Nie wymagano od nas żadnych dokumentów, ani tym bardziej wyrabiania kart kibica. Te muszą posiadać tylko ci co chcą siedzieć w młynie za bramką. Spacerując wokół zamkniętego stadionu trafiliśmy na lodowisko, gdzie odbywał się mecz hokejowy. Był to mecz drużyn młodzieżowych. Pooglądaliśmy III tercję. Miejscowa Żylina wygrała 5:3 z Popradem. My widzieliśmy 2 bramki, które zdobył Poprad. Mecz oglądało 60 osób. W czasie meczu okropnie zmarzliśmy. Bardzo ładnie prezentuje się ta hala lodowa. Nigdy wcześniej nie oglądałem na żywo meczu hokejowego. Wydaje mi się, że grający zawodnicy bardzo dobrze poruszali się na łyżwach. Po tym meczu poszliśmy na spacer po mieście.

W uliczkach niedaleko stadionu przebywało dużo policji. Między innymi był oddział policji konnej. Na ulicach był jednak spokój. Nie było nawet żadnych okrzyków. Kiedy godzinę przed meczem szliśmy na stadion przejechał koło nas samochód osobowy z kibicami Slovana, którzy machali szalami i coś tam krzyczeli. Pod stadionem natknęliśmy się na grupę kibiców z Bratysławy, którzy raczyli się wódeczką „z gwinta”. Bez problemu można było koło nich przejść. Policja obserwowała ich z odległości kilku metrów.

Kiedy nagrywałem teren wokół stadionu miejscowy ochroniarz kazał mi przerwać. Obawiał się, że nagrywam jego grupę. 45 minut przed meczem byliśmy na stadionie. Bardzo fajny obiekt na 11200 osób. Wszystkie trybuny są zadaszone. Siedzieliśmy obok trybuny za bramką, gdzie siedzi miejscowy młyn. Dokładnie to na Zapadnej Trybunie w sektorze E. Na meczu oficjalnie podano, że było 4115 widzów. Mecz bardzo nam się podobał. Dużo więcej walki niż na naszych boiskach. Na trybunach też bardzo ciekawie. Żylina dopingowała 90 minut bez przerwy. Goście w sile około 200 osób też nie chcieli być gorsi. Nie znałem relacji między kibicami obu drużyn, ale bez wątpienia obie grupy się nienawidzą. Bluzgów sobie nie oszczędzano. Szczegóły w opisie meczu. Gospodarze wygrali 2:1, mimo, że sędzia bardzo mocno pomagał Slovanowi. Najlepszym zawodnikiem na boisku był były zawodnik Polonii Bytom Miroslav Barcik. Na ławce Slovana siedział Erik Cikos. Po meczu zaczęliśmy szukać biletów. Ela znalazła nawet bilet Słowacja – Chile. Co ciekawe bilet ten przeleżał tam 2 lata. Kibice tak szybko opuścili stadion, że nagle okaz się, że gaszą światła, a na trybunach nikogo nie ma. Dopiero trzecie wyjście, którym spróbowaliśmy wyjść było otwarte. W sumie pobyt w Żylinie uważam za udany. Polecam wyjazd w to miejsce. Po meczu ruszyliśmy do Czechowic-Dziedzic, gdzie w gościnnych progach szwagra mieliśmy przebywać do poniedziałku. Przybyliśmy tam o północy. Następnego dnia cały dzień mocno padał deszcz i zrezygnowaliśmy z meczu w Czechowicach. W poniedziałek udaliśmy się do Bielska na debiut Podbeskidzia w Ekstraklasie. Okazało się, że na meczu nie było kompletu. Było 3500 widzów.

Najwięcej wolnych miejsc było na trybunie za bramką, gdzie siedzieliśmy. Zawiedli mnie też miejscowi działacze, którzy powinni z okazji tak historycznego meczu wydać pamiątkowy program. Dla porównania w Żylinie takie programy rozdawano bezpłatnie. Niestety po kilkunastu minutach po rozpoczęciu meczu zaczął padać bardzo intensywny deszcz, który padał prawie do końca meczu. Przemokłem maksymalnie. Na szczęście było dość ciepło. Mecz był dość słaby. Zwłaszcza słabo zagrali gospodarze, a szczególnie ich bramkarz. Na zalanym boisku piłka często płatała figle. Jagiellonia wykazała się wyjątkowym frajerstwem dając sobie wydrzeć pewne zwycięstwo. Niewiele zabrakło, żeby przegrała. Doping obu grup kibiców przyzwoity, ale nie jest to czołówka krajowa. Pogoda nie pozwoliła mi zbyt wiele sfotografować i sfilmować. Na szczęście miałem w samochodzie torbę z ciuchami i mogłem się w nie przebrać. Po ponad 2 godzinach jazdy byliśmy w domu. Przez 3 dni zobaczyliśmy 2 mecze w 2 krajach i przejechaliśmy 650 km. Moja kolekcja powiększyła się o bilety z 4 spotkań. Wyprawę uważam za bardzo udaną. Dokładniejsze opisy tych dwóch zaliczonych spotkań w osobnych artykułach.