Polonia Wrocław - MKP Wołów 0-1 (2011-12) Drukuj
niedziela, 02 października 2011 23:31

Groundhopperzy niemieccy na lidze okręgowej we Wrocławiu
Na stadionie Oławki Na Niskich Łąkach pojawiłem się z kilkuminutowym opóźnieniem. Przyjechałem tu na mecz Polonii Wrocław z MKP Wołów. Stadion zrobił na mnie dobre wrażenie. Jest zadbany. Ładnie wygląda niewielka kryta trybuna. Zaskoczyło mnie to, że na trybunach było tylko 30 widzów. Później liczba ich wzrosła do 45. Po chwili oglądania meczu podszedłem do najbliższej osoby, żeby zapytać o wynik, a ta osoba spytała mnie po angielsku czy mówię w tym języku. No niestety, ale mnie nauczono rosyjskiego. W trakcie meczu podsłuchałem, że dwóch młodych mężczyzn i dziewczyna rozmawiają po niemiecku. Zacząłem przeczuwać, że to mogą być niemieccy groundhopperzy (stadionowi turyści). Wiedziałem, że groundhopping jest w Niemczech bardzo popularny. Miałem wielką ochotę sprawdzić czy moje przypuszczenia są słuszne, ale powstrzymywała mnie bariera językowa. Na szczęście z niemieckim u mnie ciut lepiej niż z angielskim i w końcu przełamałem się. Jakież było ich zdziwienie, ze ja też podaję się za groundhoppera.

Od tej pory na meczu nie skupiałem się prawie wcale. Przegadaliśmy resztę czasu. Trochę bolały mnie ręce. Okazało się, że chłopaki (mówili, że dziewczyna się tym nie zajmuje) są z Bremy i od kilku dni oglądają mecze w Polsce. Byli na meczach: Rozwoju Katowice z Odrą Opole i ROW-u Rybnik z Rakowem Częstochowa. Wybierali się też na mecz Śląska z Polonią. Jeden z nich był pierwszy raz w Polsce, a drugi już czwarty. Przyjeżdża do polski, bo mówił, że polscy kibice są najlepsi. Mówił, że na meczu Rozwoju nie było kibiców Odry, bo mieli zakaz. Pytał dlaczego. Jak mu powiedziałem, że Rozwój nie wpuszcza kibiców gości, to ciągle mnie pytał dlaczego. Nie umiałem mu tego wytłumaczyć. Był bardzo dobrze rozeznany w polskich sprawach kibicowskich. Pokazali mi polskie wydawnictwo przygotowane przez Tylko Piłkę na tę kolejkę Ekstraklasy, ponieważ tam znaleźli artykuł o polskim groundhopperze Rzeźniku. Chcieli mi to dać, bo mówili, że i tak nie rozumieją co tam pisze. Byli zaskoczeni, jak im powiedziałem, że go znam. Kilka minut przed końcem meczu pożegnałem się z nimi, bo musiałem pojechać po rodzinkę buszującą po galeriach handlowych. Jak wychodziłem był wynik 0:0. Jednak ostatecznie Wołów wygrał 1:0.

Trudno mi ocenić poziom spotkania, bo bardziej skupiłem się na niemieckich gościach. O tej porze we Wrocławiu było jeszcze kilka innych meczy. Tymczasem i ja i oni trafiliśmy na ten sam. Na Śląsku już ich nie spotkałem, ale to zrozumiałe przy takiej liczbie widzów.

Więcej zdjęć w galerii