Orzeł Ząbkowice Śląskie - Arka Nowa Sól 2-1 (2011-12) Drukuj
niedziela, 11 września 2011 13:06

Po wizytach w Czechach i na Górnym Śląsku przyszła pora na Dolny Śląsk. Wybór padł na Orzeł Ząbkowice Śląskie. Już w poprzednim sezonie wybierałem się na ten zespół. Orzeł bronił  się wtedy  przed spadkiem z III ligi dolnośląsko-lubuskiej. Tymczasem przed tą kolejką był na czele tabeli. Arka z kolei zamykała tabelę. Spodziewałem się ciekawego dopingu, bo ze strony klubowej dowiedziałem się, że kibice Orła to równocześnie kibice Śląska Wrocław. 45 minut przed meczem zawitałem z żoną pod stadion.  Okazało się, że  jest w głębokiej niecce. Kiedy z żoną weszliśmy to był jeszcze pusty. Już na rozgrzewce żona moja dostrzegła, że goście są wyraźnie słabsi i praktycznie się nie rozgrzali. Nie przyjąłem tej informacji.

Tymczasem w pierwszym okresie meczu gospodarze miażdżyli ich. Nie potrafili jednak zdobyć bramki, bo bramkarz z Nowej Soli wyrastał na bohatera. Kiedy w końcu zdobyli bramkę to wydawało się, że jest po meczu. W drużynie gości  z numerem 9 grał napastnik, który praktycznie nie istniał na boisku. Był to Pan z brzuszkiem, który głównie spacerował po boisku i ostro napominał swoich kolegów. W pewnym momencie zaliczył jednak asystę wykonując rzut wolny. Ku zdziwieniu zebranych widzów zrobiło się 1:1. Gospodarze nadal przeważali. Rozgrywali bardzo ciekawe akcje. Robili to jednak na bardzo małych obrotach. Zawodnicy Arki ograniczali się do przeszkadzania miejscowym. O grze do przodu nawet nie myśleli. Do przerwy wynik nie uległ zmianie. W drugiej połowie bramkarz Arki parokrotnie ratował swój zespół przed utratą bramki. Po kolejnym ataku miejscowych zawodnik gości otrzymał czerwoną kartkę za zagranie ręką, a sędzia podyktował rzut karny. Na bramkę zamienił go Woźniak.

Była to jego druga bramka w tym meczu. Myślałem, że teraz padną następne bramki dla Orła, bo do końca było prawie 30 minut.  Nic z tych rzeczy. Nagle okazało się, że goście potrafią grać w piłkę. Grając w osłabieniu zaczęli raz po raz zagrażać bramce gospodarzy. Gospodarze groźnie kontraktowali. Rozpoczął się najciekawszy okres meczu, który zakończył się zwycięstwem gospodarzy 2:1. Zastanawia mnie czemu zawodnicy z Nowej Soli od początku nie grali z takim zaangażowaniem. Wydaje mi się, że odpowiedź znam. To jest nasza polska mentalność ligowa. Gospodarze zawsze chcą wygrać, ale jak najmniejszym nakładem sił. Goście przed meczem w ciemno biorą remis, który chcą bez wysiłku osiągnąć. Nie chcą od pierwszej minuty dać z siebie wszystko, żeby wygrać. Jednym słowem dominuje kunktatorstwo. Inaczej jest na czeskich boiskach, stąd lubię tam oglądać mecze. A może żona moja miała rację, że goście zupełnie się nie rozgrzali i dlatego tak długo się słabo prezentowali. Na wyróżnienie zasługują bramkarze. Ten gości był według mnie MVP meczu. Miejscowy bramkarz grał tylko  poprawnie (goście nie zmusili go do zaprezentowania swoich umiejętności), ale okazało się, że ma zaledwie 16 lat. Nieczęsto tak młode chłopaki dostają w Polsce szanse na grę w lidze, stąd postaram się zapamiętać, że nazywa się ten chłopak Paweł Pukacz. Zobaczymy czy coś z niego wyrośnie. Na uwagę zasługuje dobra organizacja meczu.

Wyróżniał się spiker zawodów, który przekazywał dużo ciekawych informacji. Kiedy z entuzjazmem krzyknął: „Kto wygra mecz?”, pomyślałem, że będzie doping. Niestety nieśmiało i cicho kilka osób mruknęło, że Orzeł. Dopingu nie było.

Więcej zdjęć w galerii