Viktoria Zizkov - FK Trinec 0-2 (2013-14) Drukuj
wtorek, 30 lipca 2013 09:24

Zgodnie z wieloletnią tradycją, o dość nietypowej porze swoje mecze rozgrywa Viktoria Zizkov. Zespół ten gra w niedziele o 10.15 rano. Powoduje to, że większość groundhopperów przyjeżdżających do Pragi melduje się na eFotbal arena, bo o tej porze czołowe zespoły Pragi nie grają. Tego dnia startowała 2. liga czeska. Viktoria podejmowała beniaminka FK Trinec. Stadion ten jest ciekawie położony. Jest dosłownie wciśnięty pomiędzy bloki.

Nie ma tam nawet bocznego boiska. Stadion ma bardzo ciekawy wygląd. Mówi się, że jest w stylu angielskim. Na mecz podjechaliśmy samochodem. Bez problemu zaparkowaliśmy ze 100 metrów obok bramy głównej. Tutaj też już czekała na mnie akredytacja. Oprócz tego miłą niespodziankę sprawił nam Krzychu – znany polski groundhopper z Pragi, którego strona internetowa zapaliła mnie do turystyki stadionowej,  który czekał na nas.  Olbrzymi upał spowodował, że na trybunach zasiadło tylko 1018 „divaków”. Wśród nich była około 20-osobowa grupa kibiców gości. Podobnej wielkości był młyn gospodarzy. Gospodarze siedzieli za jedną z bramek, gdzie trybuna jest odkryta. Byli wystawieni jak na patelni. Co jakiś czas, ku ich wielkiej radości, polewano ich wodą. Oni wtedy skandowali: „Żiżkov aquapark”.

Organizatorzy zrobili ukłon w stronę kibiców gości, których umieszczono na głównej trybunie, która jest kryta. Na trybunie gości byliby wystawieni na słońce. Dużo lepszy doping zorganizowali kibice gości. Prowadzili go prawie cały czas. Miejscowi tylko od czasu do czasu coś krzyknęli. Najczęściej, gdy zaczynali coś krzyczeć, to ja włączałem kamerę i zanim się włączyła, to oni już byli cicho. Doping był podobnej jakości, jak dzień wcześniej na Dukli, ale tu na kameralnym stadionie prezentowało się to lepiej. Mecz był dosyć ciekawy. Było dużo walki. Goście prezentowali się lepiej. Już w 12. minucie zdobyli pierwszego gola. Drugiego dołożyli w doliczonym czasie gry, gdy gospodarze poszli na całość i bramkarz ich podszedł do połowy boiska.

W czasie meczu poznałem smak malinówki, czyli lemoniady, którą z beczek leją w praskich knajpach. W przerwie meczu ugościł nas klub skromnym, ale smacznym poczęstunkiem. Gdy ja robiłem zdjęcia Krzychu siedział z poznanym przez internet angielskim groundhopperem. Po meczu zrobiłem mu zdjęcie z trenerem Viktorii, który kiedyś prowadził Bohemians, czyli Krzycha praski klub i poszliśmy do knajpki na piwo i malinówkę. Smaczna ta malinówka, ale nie gasi wcale pragnienia. Wraz z nami poszedł Ian Hunt, którego poznaliśmy na tym meczu. Okazało się, że jest on jednym z wielu Brytyjczyków, którzy mieszkają i pracują w Pradze i chodzą na mecze. Są oni zachwyceni Pragą. Pomimo, że zarabiają tu mniej niż u siebie na wyspach, to kusi ich tańsze życie, a zwłaszcza dużo tańsze piwo w knajpach. Na stadionie było wielu obcokrajowców, którzy posługiwali się językiem angielskim.

Więcej zdjęć w galerii. Jest też film.