Legia - Gaziantepspor 0:0 (2011) Drukuj
sobota, 06 sierpnia 2011 21:39

Żyleta miażdży dopingiem

Dzień przed meczem Legii z Gaziantepsporem dostałem propozycję od Jacka z Nysy, żeby pojechać z nim na to spotkanie. Jacek od lat dość regularnie jeździ na mecze polskiej reprezentacji i polskich klubów w europejskich pucharach. Dość często jest na meczach wyjazdowych. Chętnie więc zgodziłem się. Nie mając biletów wyruszyliśmy z Nysy o 5.15. Do pokonania mieliśmy około 360 km. Ze względu na to, że większość trasy to plac budowy na miejscu byliśmy około 10.45. Od 11.00 wyrabiano karty kibica i sprzedawano bilety. Obie kolejki były dość długie. Bilety sprzedawano w czterech kasach, stąd szło to szybko. Tymczasem karty wyrabiano na jednym stanowisku. I tu już tak różowo nie było. Po około godzinie uruchomiono drugie stanowisko. W sumie staliśmy 1,5 godziny. Samo wyrobienie karty (w tym zrobienie zdjęcia) trwało ze 3 minuty. Kupienie biletów zajęło nam do 5 minut.

 

Niestety były one dość drogie i kosztowały 90 zł. Po kupieniu biletów do meczu czas spędzałem sam. Na początek odwiedziłem Pub Łazienkowska 3, czyli knajpkę klubową na stadionie. Wypiłem jedno Królewskie za jedyne 8 zł. W knajpie jest pełno ekranów i dużych zdjęć archiwalnych. W sumie atrakcyjny lokal. Obok niego jest bardzo fajny sklep kibica Legii, gdzie można się całemu ubrać i kupić wiele innych klubowych gadżetów. Na zewnątrz jest tablica pamiątkowa poświęcona klubowej legendzie – Kazimierzowi Deynie. Na niej jego podobizna. Co ciekawe, jak robiłem jej zdjęcie na aparacie pojawił się napis: „wykryto mruganie”. Znaczy się popularny Kaka puścił do mnie oczko.

Sam stadion na zewnątrz robi duże wrażenie. Obszedłem go dookoła, przy okazji odwiedzając korty Legii. Spacerując wokół Pepsi Areny, jak teraz nazywa się stadion Legii, dostrzegłem Stadion Narodowy. Wybrałem się na długi spacer dochodząc do niego, co opiszę osobno. 3 godziny przed meczem byłem z powrotem pod stadionem Legii. Co chwilę podjeżdżały kolejne autokary, z których wysiadali ochroniarze, którzy udawali się na stadion. Trwało to z godzinę. Byli to pracownicy różnych firm. Przy wejściu zbierali się też kibice z Żylety. Na ich przyjęcie na wejściu czekały największe siły ochrony.

Widziałem przyjeżdżające samochody, z których wysiadały całe rodziny ubrane w barwy klubowe. 2 godziny przed meczem zaczęto wpuszczać kibiców. Wszedłem jako jeden z pierwszych. I tu przeżyłem szok. Nie spodziewałem się, że to tak piękny stadion. Nie wiem, czy nie najładniejszy jaki widziałem? Do tego na uwagę zasługuje duża ilość estetycznych bufetów. Na wejściu rozdawano bezpłatne programy. Okazało się, ze kupując bilety Jacek wybrał super miejsca. Byliśmy na Trybunie Zachodniej w 5 rzędzie tuż przy Żylecie. Czego chcieć więcej? Murawę było widać idealnie. Do tego kibiców Żylety było słychać prawie jakby się z nimi siedziało. Co ciekawe można było wędrować po całej trybunie. Sprawdziłem, że z każdego miejsca jest dobra widoczność. Nie ma też żadnych płotów oddzielających kibiców od murawy. Kibice na Żylecie, czyli za bramką, byli ubrani w białe koszulki. Niestety było tylko 20 tysięcy widzów, a 11 tysięcy miejsc było pustych. Żyleta była wypełniona po brzegi. Już 45 minut przed meczem Żyleta ruszyła. Nikt tam nie oszczędzał się. Na początek skupili się na „okazaniu sympatii” Polonii Warszawa i policji. Pozdrowili też aresztowanego Starucha. Kiedy wyszli Turcy na rozgrzewkę przywitano ich gwizdami. Mecz został poprzedzony minutom ciszy z okazji rocznicy wybuchu powstania warszawskiego. Po niej kibice głośno skandowali: „Cześć i chwała bohaterom”, a następnie odśpiewali hymn państwowy. Ciarki przeszły mi po plecach jak na meczu Polski na Stadionie Śląskim. Niesamowicie głośny doping bez przerwy prowadzono przez cały mecz. Bardzo często uczestniczył w nim cały stadion. Pomimo, że w meczu nie padła żadna bramka, było to spotkanie niezwykle emocjonujące. Większość czasu Legia broniła się, ale robiła to bardzo mądrze. Na uwagę zasługuje fakt, że blok defensywny tworzyło czterech Polaków. Gospodarze zagrali z rzadko spotykanym na polskich boiskach zaangażowaniem.

Legia zagrała w składzie: Skaba, Rzeźniczak, Żewłakow, Komorowski, Wawrzyniak, Manu, Vrdoljak (Gol), Borysiuk, Radovic (Jędrzejczyk), Rybus (Hubnik), Ljuboja. Wszyscy zasłużyli na wyróżnienie. Jednak według mnie najlepszy był Kuba Wawrzyniak. Największe zamieszanie było w końcówce meczu. Kiedy jeden z Turków leżał na murawie,  jeden z zawodników Legii wybił piłkę. Turcy łamiąc zasady fair play nie oddali piłki i przeprowadzili bardzo groźną akcję. Kiedy jeden z oburzonych Legionistów podbiegł do Turka ten padł na murawę, udając, że został uderzony. Teraz wszyscy zawodnicy rzucili się do siebie. Przybiegł nawet bramkarz turecki. Od tej pory każdy kontakt Turków z piłką był niesamowicie głośno wygwizdywany. A że Turcy byli prawie cały czas przy piłce to gwizdom nie było końca. Po końcowym gwizdku zapanowała euforia. Zawodnicy śpiewali razem z kibicami. W sumie niezwykle emocjonujący mecz na pięknym stadionie i z fantastyczną publicznością. Kibice Legii potrafią stworzyć niesamowitą atmosferę. W domu byłem o 3.30. Na koniec dziękuję Jackowi, że zabrał mnie na tak dobry mecz.

Więcej zdjęć w galerii