Polska - Czechy w Strefie Kibica we Wrocławiu Drukuj
niedziela, 17 czerwca 2012 20:48

Mecz z Czechami zelektryzował miliony Polaków, w tym wielu takich, którzy na co dzień nie interesują się piłką nożną. Drugi raz wybrałem się do Strefy Kibica we Wrocławiu. Ze mną pojechało 3 kolegów, którzy debiutowali w Strefie Kibica. Do Wrocławia przyjechaliśmy około 14.00. Mimo, że do meczu było 7 godzin, to w stronę strefy sunęły tłumy kibiców, którzy byli głośni i oczywiście poprzebierani w barwy narodowe. Kiedy weszliśmy na teren strefy, to było tyle ludzi, co 2 godziny przed meczem z Grecją. Opuściliśmy jednak jeszcze strefę, żeby pokręcić się poza nią. W przepełnionych ogródkach piwnych trwała wspaniała zabawa. Wspólnie bawili się kibice polscy i czescy. Co chwilę ludzie zrywali się na równe nogi słysząc okrzyk: „Wszyscy wstają i śpiewają”. Polacy żartobliwie śpiewali: „Nic się nie stało, Czesi nic się nie stało”. Atmosfera była fantastyczna. Około 16.00 weszliśmy do strefy, bo baliśmy się, że za chwilę będzie przepełniona.

 

Do meczu było 5 godzin. Pod głównym telebimem było tak dużo, że zrezygnowaliśmy z niego. Stanęliśmy pod innym. Tam staliśmy 5 godzin. Tysiące ludzi robiło to samo. W tłumie było nawet niemowlę w barwach narodowych. Nie można było sobie nawet pochodzić, bo nie było miejsca. Upał był niemożliwy. Nikt nie narzekał.

Przed meczem występowała m.in. Ewa Farna. Nikt się nią nie interesował. Nie była na to przygotowana. Nie potrafiła złapać kontaktu z publicznością. Lepszy pod tym względem był jej perkusista, który na chwilę rozbawił publikę. Jeszcze gorsza pod tym względem była konferansjerka, która próbowała prowadzić doping, ale zupełnie się na tym nie znała. Publiczność co chwilę głośno śpiewała. Hitem dnia była przyśpiewka: „Nikt nam nie powie, że Polska nie zagra w Kijowie”. Kiedy przed meczem pokazano na telebimach widok publiczności zebranej w Strefie Kibica i wokół niej wszyscy byli totalnie zaskoczeni, że jest nas tak wielu. W strefie było 35 tysięcy osób, a wokół niej były jeszcze tysiące osób.

Kiedy ludzie śpiewali hymn, to ciarki szły po plecach. W pierwszych 15 minutach Polacy stwarzali sytuacje, których jednak nie wykorzystywali. Ludzie ciągle łapali się za głowę. Potem nastąpiło załamanie polskiej gry. Polacy zupełnie przestali grać. Ludzie byli wściekli na Smudę, że ten ustawił defensywny skład. Wszyscy mówili, że Smuda musi zrobić w przerwie 2-3 zmiany. Ludzie dowiedzieli się, że Grecy wygrywają do przerwy z Rosją. To oznaczało, ze możemy wyjść z I miejsca. Tymczasem II połowa była najgorsza w wykonaniu Polaków. Smuda zupełnie się pogubił. W przerwie nie zrobił żadnej zmiany. Mecz przegraliśmy 0:1. Ludzie byli załamani. Wychodzili w zupełnej ciszy. Ileż lat można śpiewać, że nic się nie stało. Ludzie uważali, że się stało. Głównych winowajców tłum widział w osobach Grzegorza Lato i Franciszka Smudy. Byłem kompletnie zdruzgotany. 7 godzin stałem w upale i ciasnocie. 14 godzin byłem poza domem. I wszystko na nic. Jednak nie żałuję tego wyjazdu. To co przeżyłem przed meczem było fantastyczne. Ten sam artykuł jest na boisko.pl TUTAJ