LOVE EURO - we wrocławskiej Strefie Kibica Drukuj
sobota, 09 czerwca 2012 14:17

EURO 2012 zacząłem od wizyty we wrocławskiej Strefie Kibica. Idąc do niej ulicami Wrocławia znowu przeżyłem niewiarygodną przygodę. Porównywalną ze spotkaniem Rafała w Havirovie i Daniela na Odrze Opole (obie opisane w innych miejscach). Tym razem zaczepił mnie gość i z wyraźnie obcym akcentem zapytał mnie, czy ja to ja. Okazało się, że to Marco, niemiecki groundhopper, którego mam wśród znajomych na facebooku. Jak on mnie rozpoznał na podstawie zdjęć? Poniżej przedstawiam treść mojego artykułu, jaki opublikowałem na boisko.pl TUTAJ. Na boisko.pl umieściłem też fotorelację z Wrocławia TUTAJ.

 

2 fantastyczne mecze oglądałem wczoraj w Strefie Kibica. Pierwszy mecz to istny horror. Drugi, to pokaz ofensywnej piłki na wysokim poziomie.
Mecze te postanowiłem przeżyć w tłumie polskich kibiców. Wybrałem się więc do Strefy Kibica we Wrocławiu. Jadąc tam miałem obawy, czy czasem wielu Polaków nie uległo modzie na FUCK EURO. Jadąc przez polskie wsie i miasteczka stwierdziłem, że Polacy rozwiesili mniej flag niż np. w 2006 roku. Za to dużo więcej kierowców przyozdobiło flagami swoje samochody.
Do Wrocławia dojechałem bez żadnych problemów, czyli nie było korków na drogach. Zaparkowałem samochód w odległości 1,5 km od Strefy Kibica. Byłem koło niej już 5 godzin przed meczem. 3 godziny kręciłem się po uliczkach wokół niej. Było tam już sporo Czechów i Rosjan. Czesi okupowali ogródki piwne. Nigdy nie widziałem tak pijanych Czechów. Chyba polskie piwo jest dla nich za mocne, bo zawsze dziwiłem się, że Czesi całe dnie piją i piwo i są trzeźwi. Rosjan przy piwie we Wrocławiu nie widziałem. Po ulicach jeździło dużo samochodów z rosyjskimi kibicami, którzy wymachiwali flagami. Z minuty na minutę przybywało coraz więcej Polaków. Wszyscy byli odpowiednio ubrani. Wszystkie 3 słowiańskie nacje wznosiły okrzyki. Atmosfera była wspaniała. Nie zauważyłem żadnych zaczepek pomiędzy kibicami tych 3 drużyn. Wyczuwało się, że Polacy z większą sympatią odnoszą się do Czechów. Były wspólne śpiewy polsko-czeskie. Rosjanie pozdrawiali polskich kibiców. Ci kurtuazyjnie pozdrawiali ich, ale jakiegoś spoufalania się, czy wspólnych śpiewów nie zauważyłem. Około 16.00 wszedłem na teren Fan Zone. Nie było jeszcze tłumów. Za godzinę było już mnóstwo ludzi. W czasie meczu podobno było nas 30 tysięcy. Wchodzących do tej strefy trzeba było przejść kontrolę, jak na stadionie. Nie wolno było wnosić jedzenia, picia, aparatów z wymiennymi obiektywami, a nawet parasolek. Na terenie Strefy Kibica było mnóstwo punktów gastronomicznych, ale nie było tanio. Piwo – 8 zł, woda (0,5) – 8 zł, kebab – 16 zł. Nie wolno było płacić gotówką. Trzeba było pobrać kartę płatniczą, którą trzeba było zasilić kwotą minimum 20 zł. Można było nie brać tej karty i nic nie kupować. Można było wychodzić ze strefy i chodzić do okolicznych fast foodów. Powrót wiązał się z ponowną kontrolą. Na terenie strefy dominowali Polacy. Wielu Czechów i Rosjan udało się na stadion. Zostało ich niewielu. Stwierdziłem tam też obecność: Hiszpanów, Niemców i Szkotów ubranych w spódniczki. Szkoci Ci mieli polskie koszulki ze swoimi imionami. Wszyscy byli do siebie przyjaźnie nastawieni. Czas przed meczem wypełniły występy muzyczne. Nie bardzo one interesowały ludzi. Co jakiś czas zrywał się doping dla Polaków. Potem na scenie były konkursy i rozmowy o zbliżającym się meczu. Kiedy w końcu zaczęła się transmisja wybuchła eksplozja radości. Publiczność oszalała, jak pokazano polskich zawodników czekających na wyjście na murawę. Wszyscy głośno odśpiewali hymn Polski. Potem cały czas prowadzono głośny doping. Czułem się jak na stadionie.

Doping w Strefie Kibica był lepszy, niż na meczu Polska – Włochy we Wrocławiu. W I połowie ludzie szaleli z radości. Kiedy, przy stanie 1:0, grecki zawodnik dostał czerwoną wydawało się wszystkim, że zwycięstwo mamy w kieszeni. Zachwycano się grą naszych gwiazd Borussii. Bardzo ciepło przyjmowano zagrania tych (dla niektórych) „wątpliwych” Polaków. Dramat wszyscy przeżyli w II połowie. Najpierw gol dla Greków, a potem czerwona kartka dla Szczęsnego i rzut karny. W tych trudnych chwilach kibice we Wrocławiu jeszcze głośniej dopingowali, jakby zawodnicy mieli ich usłyszeć. Eksplozja radości wybuchła, gdy Tytoń obronił rzut karny. Dalsza gra Polaków nie była tak dobra, jak w I połowie. Po meczu ludzie nie wiedzieli, czy się z remisu cieszyć, czy nie. Patrząc przez pryzmat I połowy, to porażka. Patrząc na II połowę, to remis szczęśliwy. W czasie II połowy padał coraz mocniejszy deszcz, stąd po meczu większość ludzi pojechało do domów, choć byli tacy, co w przerwie pomiędzy meczami zorganizowali sobie dyskotekę w deszczu. Na drugim meczu zostało niewielu Polaków, Czechów i Rosjan. Tych ostatnich było najmniej. Mecz był bardzo widowiskowy, a akcje Rosjan wzbudzały szacunek. Rosjanie rozbili Czechów 4:1. Poza Strefą Kibica spotkałem przed północą dużą grupę osób, które bawiły się w rytmie wybijanym przez bębniarzy. Był to kilkunastoosobowy zespół. Muzycy ci nie byli raczej Polakami. Dla mnie był to fantastyczny dzień. Jeżeli ktoś nie ma biletów, to zachęcam do wyjazdu do stref kibica w miastach, w których jest EURO. Poczujecie smak tej imprezy. Poznacie jej wielokulturowość. To nie to samo, co mecz w pubie. Mecz w pubie można oglądać, gdy odbywa się tak daleko, że nie możemy tam być. Do jednego z 4 polskich miast każdy ma w miarę blisko. Oczywiście, jak ktoś nie lubi stać kilka godzin i nie lubi skakać, śpiewać, to niech nie jedzie, bo wróci zawiedziony. Jest to oferta dla tych co lubią klimat stadionów, a nie mają biletów.
Teraz czekam na mecz z Rosją. Myślę, że przed nim zawiśnie jeszcze więcej flag na naszych domach i samochodach.
Więcej zdjęć w galerii w folderze groundhopping-spring 2012 oraz na facebooku.