Polska - Mołdawia 2-0 (2012) Drukuj
środa, 12 września 2012 17:14

Pomimo braku sukcesów naszej reprezentacji pojechałem do Wrocławia na mecz Polska – Mołdawia. Od razu malkontentów uspokoję, że nie lubię PZPN, ale że dla mnie jest to reprezentacja mojego kraju. Z doniesień medialnych można było wywnioskować, że stadion będzie w czasie meczu pusty. Mołdawia nie jest atrakcyjnym przeciwnikiem. Jadąc na mecz wiedziałem, że na nic wielkiego nie mogę liczyć. Mogły być 2 ewentualne scenariusze. Pierwszy, że wygrywamy i nie ma się z czego cieszyć, bo to obowiązek zdobyć 3 punkty w takim spotkaniu. Drugi, że nie wygrywamy i jest już zupełne dno. Na mecz pojechałem z Jackiem i Michałem. Pod stadionem byliśmy 2 godziny przed meczem. Już dojeżdżając zauważyłem, że frekwencja będzie lepsza od zapowiadanej.

W kasach pod stadionem była olbrzymia kolejka. Chyba wiele osób uznało, że skoro jest małe zainteresowanie meczem, to łatwo kupią bilety przed meczem. Nie wiem jaki był los stojących na końcu tej kolejki. Czy udało im się zdążyć na mecz. Wiem, że wiele osób, które miały bilety, spóźniło się, bo były duże korki. Na trybunach zasiadło podobno 26 tys. widzów. Na oko wydawało mi się, że więcej. Polacy zagrali bardzo słabo, choć kolega Jacek nie do końca zgadzał się z moją opinią. Do przerwy zdobyli bramkę z rzutu karnego. Strzelił go Błaszczykowski.

Był to pierwszy gol zdobyty przez reprezentację Polski na tym stadionie. Równie słabo Polacy grali w początkowym okresie II połowy. Lepiej zaczęli grać pod koniec spotkania. Zdobyli wtedy 3 bramki, ale 2 sędzia nie uznał. Na 2:0 wynik ustalił Wawrzyniak, który tego dnia grał słabiutko, zwłaszcza w obronie. W sumie mecz bez historii. Odbył się i Polacy zgodnie z planem zainkasowali 3 punkty. Nie mam zastrzeżeń tylko do gry Tytonia. Reszta zagrała słabo lub poniżej swoich możliwości. Tego dnia na boisku pokazali się: Tytoń, Piszczek, Wasilewski, Glik, Wawrzyniak, Błaszczykowski, Borysiuk, Polański, Saganowski, Mierzejewski, Lewandowski oraz Sobota, Sobiech i Krychowiak.Dla mnie oprócz meczu ważne jest też to, co dzieje się na trybunach. Na kadrze od pewnego czasu jest problem, bo fanatycy klubowi opuszczają mecze reprezentacji rozgrywane w Polsce. Kibice, którzy przychodzą na mecze Polski chcą dopingować, ale jest im to trudno zrobić, bo nie ma odpowiedniej grupy, która by ten doping zorganizowała. Tak było i tym razem.  Łatwo było na początku, gdy śpiewano hymn. Po nim z rozpędu przez parę minut dopingowano. I wtedy zaczęły się „schody”. Co jakiś czas z różnym skutkiem ktoś inicjował doping. Na sektorze D był kibic, który był w tym najlepszy.

Jemu udawało się najczęściej pociągnąć kibiców za sobą. Kiedy zaczął krzyczeć: Druga strona odpowiada, to pomyślałem, że go poniosło. Tymczasem on gestami pokierował kibicami ze swojego sektora, którzy krzyczeli: Kto wygra mecz, a pozostałe sektory im odpowiadały. Natomiast jego największym sukcesem było to, że w II połowie sam jeden za pierwszym razem spowodował, że 26 tysięcy ludzi wstało i odśpiewało hymn. Z tego meczu bardziej zapamiętam tego fantastycznego kibica niż sam mecz. Na meczu też miałem okazję poznać osobiście kolekcjonera biletów z Bełchatowa, z którym wymieniłem się wcześniej.

Więcej zdjęć w galerii w folderze groundhopping-autumn 2012